poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Charlotte cz. 1

Specjalnie dla Was napisałam pierwszą część opowiadania o Charlotte - prawniczce, która jest w stanie poświęcić wiele dla pracy i ujawnienia prawdy. Myślę, że spodoba się Wam jej postać tak samo jak wydarzenia, w których weźmie udział.

Londyn, kancelaria prawnicza Clintona, środa, godzina 11:46
Przeszła przez obrotowe drzwi mijając grupkę prawników zaciekle dyskutującą o wczorajszym napadzie na bank. Po drodze skinęła głową w stronę recepcjonistki i ruszyła dalej. Jej kroki odbijały się głośnym echem po marmurowej posadzce aż do wąskiego korytarza wyłożonego wykładziną. Minęła tuzin dębowych drzwi i w końcu stanęła przed tymi z tabliczką, na której widniało jej nazwisko: Breighton. Przekroczyła próg, minęła biurko swojej chwilowo nieobecnej sekretarki i przeszła do swojego gabinetu.
Był to niewielki kwadratowy pokój pokryty granatową tapetą w błękitne paski, na którego końcu znajdowało się duże mahoniowe biurko, a za nim stało skórzane krzesło na kółkach. Po prawej stronie umieszczony był biały kominek, po lewej zaś komoda z tego samego drzewa, co biurko.
Kobieta usiadła na swoim miejscu i pospiesznie wyciągnęła z torebki lusterko. Śmiało mogła o sobie powiedzieć, że jest ładna. Długie, kręcone, brązowe włosy upięte w perfekcyjnego koka i dwa kosmyki niesfornie opadające na twarz nadawały jej jeszcze większego uroku. Lekko opalona skóra i podkreślające jej kolor oczy - koloru brązowego, pełne usta oraz zgrabny nos potwierdzały komplementy ze strony kobiet jak i mężczyzn.
Charlotte szybko zamknęła lusterko i włączyła komputer. Otworzyła szufladę w poszukiwaniu brązowej koperty ze wszystkimi szczegółami sprawy. Policja przepytała świadków, zbadała miejsce zbrodni i pełen raport przekazała kobiecie, która teraz zabrała się za dokładne przestudiowanie dokumentów. Od pracy odciągnęło ją pukanie we framugę drzwi. Szybko odwróciła wzrok znad akt i skierowała go na mężczyznę.
Był elegancko ubranym, wysokim blondynem, którego twarz zdobił łobuzerski uśmieszek. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat, w zasadzie, był starszy od Charlotte o rok.
- Witaj, pracoholiczko. - rzucił oczekując reakcji kobiety.
Jej sekretarka wciąż nie wróciła.
- Lucas, znamy się tyle lat i uważam, że potrafisz wypowiedzieć moje imię.
Gdzie jest ta przeklęta Berry?, zapytała się w myślach.
- Użyłbym go, ale przychodzę w sprawie służbowej. Słyszałem, że zajmujesz się tym wczorajszym napadem na bank. Już widzę dzisiejsze nagłówki: "Napad na bank w pewnej dzielnicy Londynu. Złodzieje wciąż na wolności". Mówię ci, to będzie sensacja!
- Co to ma do mnie? - powiedziała najbardziej obojętnym tonem, na jaki ją było stać.
- A to, że podejrzanych jest więcej niż ci się wydaje. Policja bez przerwy kogoś aresztuje, żeby wyglądało na to, że coś robią. Jak tak dalej pójdzie pół Anglii skończy w więzieniu.
- I co to ma do mnie? - powtórzyła, tracąc cierpliwość.
- A to, że musisz tą sprawę skończyć jak najszybciej. Charlotte, nie możemy pozwalać glinom aresztować wszystkich, którzy podejdą zbyt blisko banku!
- Rozumiem. Jeśli to wszystko to proszę cię o opuszczenie tego gabinetu, bo jak widzisz próbuję, jak najszybciej skończyć tą sprawę. Czy ty nie powinieneś pracować?
- Jasne, już idę. Tylko błagam, skończ to, bo...
- Tak, wiem. - przerwała mu rzeczowo Charlotte. - Teraz leć do siebie, bo znowu dostaniesz reprymendę od Clintona.
Lucas opuścił gabinet Charlotte. Kobieta wróciła do przeglądania akt.
Londyn, kancelaria prawnicza Clintona, środa, godzina 13:23
- To jest niewyobrażalne! Ten raport ma pewne luki, dowody łatwo obalić jednym argumentem. Coś tu nie gra!
Charlotte chodziła po gabinecie Clintona wyrażając swoje niezadowolenie z powodu dokumentów.
- Czy jest pani pewna, panno Breighton, że raport jest błędny? Czy może nie podoba się pani zadanie jakie przed panią postawiłem? - Charles Clinton wydawał się być niezwykle opanowany w tej sytuacji.
- Raport jest niespójny. Ktoś mydli nam oczy, nie chce abyśmy wiedzieli, co zaszło w tym banku. Poszlaki są niezwykle wątpliwe. Nie sądzę, że to przypadek.
Kobieta zatrzymała się i skierowała spojrzenie swoich brązowych oczu na przełożonego licząc, że ten rozważy jej argumenty. Patrząc na dokumenty od policji łatwo było się zorientować, że lista podejrzanych jest zbyt długa, a argumentów wcale nie jest dużo. Znowu Lucas miał rację.
- Przejrzę informacje od policji i jutro dokończymy ten temat.
Charlotte skinęła głową i opuściła biuro przełożonego.
Nika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz