Czerwone świece nieznacznie oświetlały ciemne pomieszczenie, w którym unosił się dym papierosowy.
Pokój
był mało przytulny. Bordowa tapeta stanowiła tło dla obrazów,
przedstawiających marność, ból i nędzę. Dębowe, lakierowane meble
zostały brutalnie zniszczone jakimś narzędziem, a ich szczątki walały
się po pokoju.
Dwoje
dorosłych w wieku około trzydziestu lat było przywiązanych do
fortepianu, a dziesięcioletnia dziewczynka - zapewne ich córka - była
trzymana za włosy przez jednego z dwóch silnych mężczyzn w białych
garniturach. Ich twarze były niemal niewidoczne w słabym świetle świec.
Dziesięciolatka
była wątłym, wychudzonym dzieckiem o czerwonych oczach. Ledwo trzymała
się na nogach. Jej czarne włosy były potargane.
Kobieta
przywiązana do pianina miała krótkie brązowe włosy i złote oczy, które
straciły swój dawny blask. Nie wyglądała na wysoką, a jej czarna
sukienka była podarta. Z lewego kącika ust sączyła się krew.
Mężczyzna
był brunetem o niebieskich oczach. Wyglądał na wyższego od swojej żony,
a jego czarny garnitur posiadał wiele dziur. Na jego przystojnej twarzy
malował się wyraz bólu.
Dziesięciolatka
patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, gdy człowiek ubrany na biało dał
znać swojemu kompanowi, który wyciągnął zza pleców siekierę.
Narzędzie uniosło się, by po chwili przeciąć powietrze i wylądować w ciele kobiety. W tym momencie dziewczynka krzyknęła.
***
Geraldine
obudziła się zlana potem. Wspomnienie tamtego dnia powracało
nieustannie nie tylko we wspomnieniach, ale również w nocy jako
najgorszy z koszmarów. Wiedziała, że już nie zaśnie, więc spojrzała na
blondyna, śpiącego na fotelu z pistoletem w dłoni, po czym opuściła
pokój.
Była wysoką
brunetką o bladej cerze i czarnych, lekko falowanych włosach. Miała na
sobie wykonaną z cienkiego materiału koszulę nocną, pod którą kryła się
zgrabna sylwetka.
Wyszła
na drewniany korytarz, skręciła w lewo i ruszyła ku tarasowi. Latem
uwielbiała obserwować gwiazdy i księżyc w towarzystwie Pierre'a -
swojego służącego, przyjaciela i homunkulusa*, którego sama stworzyła.
Była
nieufna w stosunku do ludzi, a Pierre był jedyną istotą, której mogła
powierzyć wszystkie swoje sekrety. Gdyby ją zdradził, wystarczyło
odebrać mu wszystkie wspomnienia i go zabić. W końcu była jedyną osobą,
która mogła to zrobić.
Wyszła na taras i po chwili otuliło ją rześkie, letnie powietrze.
Na
dole rozciągał się krajobraz lasów i łąk, należących do rodu Volgor,
którego Geraldine była głową od brutalnej śmierci jej rodziców w 1913
roku.
Spojrzała na księżyc, którego blask mogła ujrzeć trzynaście lat temu, tamtej makabrycznej nocy.
***
- Co myślisz o Szekspirze? - Albert był szczerze zainteresowany odpowiedzią Gilberta, który miał zostać jego ochroniarzem.
- Interesuję się jego twórczością. W wolnej chwili czytam Burzę i Hamleta.
Mężczyźni
rozmawiali o tym w bibliotece - ulubionym miejscu Alberta Goodwyna.
Było to duże pomieszczenie, w którym ściany były niewidoczne przez
ogromne regały książek. Pośrodku stał mahoniowy stolik i dwa skórzane
fotele. Na stoliku stała lampa naftowa.
Nagle
do biblioteki weszła drobna szatynka o zielonych oczach, która
uśmiechnęła się przelotnie do Gilberta. Postawiła dwie filiżanki,
dzbanek i cukierniczkę na stoliku, po czym wyszła.
- To Madelaine. Moja narzeczona.
Albert
był wysokim blondynem o niebieskich oczach, który był ubrany w błękitny
garnitur. Spojrzał na swojego rozmówcę z nieukrywaną radością i pychą. Należał do bogatych osób, które pławiły się w swym bogactwie i bezkarności. W końcu miał pieniądze.
Gilbert siedział naprzeciwko niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Był dobrze zbudowanym brunetem o złotych oczach. Miał dosyć ostro zarysowane rysy, a jego włosy delikatnie opadały grzywką na lewe oko.
- Wracając do tematu. Pracowałeś kiedyś jako ochroniarz?
- Tak. Moim zadaniem była ochrona córki premiera i głowy jednego z bogatszych rodów.
Albert pokiwał głową z uznaniem, upił łyk herbaty i podniósł się z fotela, wyciągając rękę w stronę Gilberta.
- Gratuluję, panie Madgrin. Od dzisiaj jest pan moim ochroniarzem.
Katsumi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz