piątek, 13 grudnia 2013

Guns and Butterflies - Prolog

Czerwone świece nieznacznie oświetlały ciemne pomieszczenie, w którym unosił się dym papierosowy.
Pokój był mało przytulny. Bordowa tapeta stanowiła tło dla obrazów, przedstawiających marność, ból i nędzę. Dębowe, lakierowane meble zostały brutalnie zniszczone jakimś narzędziem, a ich szczątki walały się po pokoju.
Dwoje dorosłych w wieku około trzydziestu lat było przywiązanych do fortepianu, a dziesięcioletnia dziewczynka - zapewne ich córka - była trzymana za włosy przez jednego z dwóch silnych mężczyzn w białych garniturach. Ich twarze były niemal niewidoczne w słabym świetle świec.
Dziesięciolatka była wątłym, wychudzonym dzieckiem o czerwonych oczach. Ledwo trzymała się na nogach. Jej czarne włosy były potargane.
Kobieta przywiązana do pianina miała krótkie brązowe włosy i złote oczy, które straciły swój dawny blask. Nie wyglądała na wysoką, a jej czarna sukienka była podarta. Z lewego kącika ust sączyła się krew.
Mężczyzna był brunetem o niebieskich oczach. Wyglądał na wyższego od swojej żony, a jego czarny garnitur posiadał wiele dziur. Na jego przystojnej twarzy malował się wyraz bólu.
Dziesięciolatka patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, gdy człowiek ubrany na biało dał znać swojemu kompanowi, który wyciągnął zza pleców siekierę.
Narzędzie uniosło się, by po chwili przeciąć powietrze i wylądować w ciele kobiety. W tym momencie dziewczynka krzyknęła.
***
Geraldine obudziła się zlana potem. Wspomnienie tamtego dnia powracało nieustannie nie tylko we wspomnieniach, ale również w nocy jako najgorszy z koszmarów. Wiedziała, że już nie zaśnie, więc spojrzała na blondyna, śpiącego na fotelu z pistoletem w dłoni, po czym opuściła pokój.
Była wysoką brunetką o bladej cerze i czarnych, lekko falowanych włosach. Miała na sobie wykonaną z cienkiego materiału koszulę nocną, pod którą kryła się zgrabna sylwetka.
Wyszła na drewniany korytarz, skręciła w lewo i ruszyła ku tarasowi. Latem uwielbiała obserwować gwiazdy i księżyc w towarzystwie Pierre'a - swojego służącego, przyjaciela i homunkulusa*, którego sama stworzyła.
Była nieufna w stosunku do ludzi, a Pierre był jedyną istotą, której mogła powierzyć wszystkie swoje sekrety. Gdyby ją zdradził, wystarczyło odebrać mu wszystkie wspomnienia i go zabić. W końcu była jedyną osobą, która mogła to zrobić.
Wyszła na taras i po chwili otuliło ją rześkie, letnie powietrze.
Na dole rozciągał się krajobraz lasów i łąk, należących do rodu Volgor, którego Geraldine była głową od brutalnej śmierci jej rodziców w 1913 roku.
Spojrzała na księżyc, którego blask mogła ujrzeć trzynaście lat temu, tamtej makabrycznej nocy.
***
- Co myślisz o Szekspirze? - Albert był szczerze zainteresowany odpowiedzią Gilberta, który miał zostać jego ochroniarzem.
- Interesuję się jego twórczością. W wolnej chwili czytam Burzę i Hamleta.
Mężczyźni rozmawiali o tym w bibliotece - ulubionym miejscu Alberta Goodwyna. Było to duże pomieszczenie, w którym ściany były niewidoczne przez ogromne regały książek. Pośrodku stał mahoniowy stolik i dwa skórzane fotele. Na stoliku stała lampa naftowa.
Nagle do biblioteki weszła drobna szatynka o zielonych oczach, która uśmiechnęła się przelotnie do Gilberta. Postawiła dwie filiżanki, dzbanek i cukierniczkę na stoliku, po czym wyszła.
- To Madelaine. Moja narzeczona.
Albert był wysokim blondynem o niebieskich oczach, który był ubrany w błękitny garnitur. Spojrzał na swojego rozmówcę z nieukrywaną radością i pychą. Należał do bogatych osób, które pławiły się w swym bogactwie i bezkarności. W końcu miał pieniądze.
Gilbert siedział naprzeciwko niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Był dobrze zbudowanym brunetem o złotych oczach. Miał dosyć ostro zarysowane rysy, a jego włosy delikatnie opadały grzywką na lewe oko.
- Wracając do tematu. Pracowałeś kiedyś jako ochroniarz?
- Tak. Moim zadaniem była ochrona córki premiera i głowy jednego z bogatszych rodów.
Albert pokiwał głową z uznaniem, upił łyk herbaty i podniósł się z fotela, wyciągając rękę w stronę Gilberta.
- Gratuluję, panie Madgrin. Od dzisiaj jest pan moim ochroniarzem.
Katsumi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz