Wybaczcie mi moją długą nieobecność. W najbliższym czasie postaram się ją nadrobić. A oto opowiadanie:
Dzień był pochmurny i deszczowy. Szedł ulicą nie zwracając uwagi na deszcz, pomimo że przechodnie obrzucali go niezbyt przyjemnymi spojrzeniami. Jego kroki były idealnie równe i szybkie. Po chwili znalazł się przed budynkiem komisariatu. Przybrał lekko rozbawiony wyraz twarzy i wszedł do środka.
-$-
Neil Perxton z pewnością nie należała do osób głupich, naiwnych i słabych. Jednak mężczyzna siedzący naprzeciwko niej, miał inne zdanie. Jej złość wywoływała chwilowy uśmiech, a także powrót szyderczego uśmiechu. Kobieta niespokojnie obracała w dłoni długopis. Co chwila zerkała na zegarek wiszący nad drzwiami.
- Więc... Mówisz, że byłeś świadkiem samobójstwa... - tego dnia, Neil nie umiała się na niczym skoncentrować, a do tego ten człowiek działał jej na nerwy.
- W rzeczy samej. - odpowiedział, podając jej dokumenty.
Niespodziewanie do gabinetu weszła Jessica - przyjaciółka policjantki. Ta pierwsza przekazała, że to ona zajmie się zeznaniami mężczyzny, za co Neil była jej wdzięczna.
Odetchnęła głęboko i spojrzała w sufit. Ten tydzień był zdecydowanie zbyt męczący: pięć samobójstw, dwie nieudane próby, trzy rabunki... Po chwili kobieta wstała i wyszła na korytarz, aby dołączyć do Jessiki.
- Jak tam z tym... No nieważne. Jak przesłuchanie?
Musisz wyjechać za granicę i zmienić nazwisko. Ten facet... Poczekaj. - Jessica spojrzała w kartotekę. - Garrett Canard*, powiedział, że widział ciebie na dachu budynku, z którego prawdopodobnie skoczył tamten chłopak.
Nastała chwila ciszy. Neil nie wierzyła w ani jedno słowo przyjaciółki. Jak mogła kogoś zabić, skoro nie było jej w mieście?
- Dobrze wiem, że wyjechałaś na konferencję. Jednak ten facet... - kontynuowała przyjaciółka zerkając ponownie w kartotekę. - Canard, zeznał, że to na pewno byłaś ty. Wezwaliśmy rysownika, sprawdziliśmy go wykrywaczem kłamstw... Wszystko się zgadza. Załatwiłam ci bilet do Paryża i pokój w hotelu. Spakuj się i wyjedź, dopóki nie jesteś poszukiwana.
Po długich wywodach Jessiki o przymusie opuszczenia miasta, Neil w końcu ustąpiła. Wróci; zrobi to jak tylko sprawa przycichnie.
-$-
Znowu padał deszcz. Niewielka kamienica na obrzeżach miasta wyglądała jeszcze bardziej ponuro niż zazwyczaj. Garrett Canard spoglądał na tył skórzanego fotela i obłoczek dymu papierosowego unoszący się w powietrzu.
- Dobra robota, Canard. - powiedziała postać siedząca w fotelu.
- Neil Perxton stała się ostatnio zbyt podejrzliwa. Usunąłem ją w najbardziej LUDZKI sposób.
Twarz mężczyzny zdobił szyderczy uśmieszek. Jego towarzysz, Sin, wstał powoli i podszedł do okna, nie ukazując swojej twarzy.
- Mam dla ciebie kolejne zadanie. - odezwał się po chwili ciszy. - Chcę, żebyś dowiedział się, co knują Evil i Lunacy.
Twarz Canarda ponownie ozdobił uśmieszek. Czarny kamień wielkości ludzkiej pięści, zalśnił w słabym świetle świecy. Sin wciąż wpatrywał się w okno. Pomyślał, że to jego szansa. Pochwycił artefakt i zniknął.
- Głupiec. - powiedział jakby do siebie.
W tej samej chwili świeca zgasła, pogrążając cały pokój w ciemności.
Nika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz