piątek, 26 grudnia 2014

Znane nieznane

Opowiadanie: Eyeless 
Rozdział: drugi 

 Dla Kasi i każdego Czytelnika, który przeszedł na drugą stronę lustra


Plac zabaw jest pełen dzieci w różnym wieku. Większość z nich zebrała się w kilka grupek i bawi się razem. Większość. Tylko jedna drobna dziewczynka stoi przy ogrodzeniu i kurczowo trzyma się siatki. Nienawidzi tu przebywać. Nienawidzi ich wszystkich. Jednak jeszcze bardziej nienawidzi tej cyrkowej muzyki, która rozbrzmiewa coraz głośniej i głośniej. Czy to tylko jej wyobraźnia?
Wzrok dziewczynki natrafia na troje dzieci siedzących w piaskownicy. Jakiś chłopiec stara się zabrać łopatkę siedzącego obok niego innego chłopca ze złośliwym uśmiechem. Wyraźnie jest od niego starszy. Dziewczynka zaciska dłoń w pięść. Irytuje ją zachowanie tego dziecka. Wykorzystuje swoją przewagę nad bezbronnym i niewinnym, być może nieznanym, chłopcem.
Tuż obok piaskownicy siedzą dwie kobiety – matki dzieci. Nie reagują na zachowanie starszego chłopca i plotkują sobie na ławce, a nad nimi stoi jakiś przystojny mężczyzna, który musiał powiedzieć coś zabawnego, bo obie wybuchają śmiechem w tym samym momencie. A młodszy chłopiec płacze.
Dziewczynka puszcza ogrodzenie i pozwala złości przejąć nad sobą kontrolę. Podchodzi do piaskownicy i zabiera starszemu chłopcu zabawkę. Gdy ten odwraca się zaskoczony, dziewczynka uderza go w twarz. Na chwilę czas zatrzymuje się w miejscu. Można odnieść wrażenie, że wszyscy nagle patrzą na piaskownicę. Powietrze jest nieruchome. Nikt się nie rusza. Nikt nie odzywa. Nikt nie reaguje.
Uderzony chłopiec powoli odwraca wzrok w stronę nieznanej mu dziewczynki. Z jego twarzy zniknął pogardliwy uśmieszek i teraz gości na niej zdumienie. Po kilku sekundach staje się czerwona. Chłopiec znajduje siłę, by wstać. Jego młodszy kolega z piaskownicy patrzy na dziewczynkę z nieukrywanym podziwem.
Starszy próbuje wystraszyć agresorkę wzrostem, a gdy ta nie reaguje – robi zamach, by ją uderzyć.
- Yuraru! Stój! – do chłopca podbiega roztrzęsiona matka i mocno go obejmuje.
Ten zamyka oczy i odwzajemnia uścisk. Dziewczynka przygląda się tej scenie, a po chwili odwraca wzrok, by spojrzeć na twarze dzieci i ich rodziców. Niektórzy patrzą na nią z obrzydzeniem, inni z pogardą, a większość dzieci – jak na wariatkę. A muzyka gra teraz jeszcze głośniej niż przedtem.
Tylko mały chłopiec – ofiara starszego - spogląda na nią z podziwem.
Dziewczynka czuje się przytłoczona tymi wszystkimi spojrzeniami. Krzyczy i kuca, trzymając się za głowę.
- Nie patrzcie! Przestańcie na mnie patrzeć! Najlepiej wszyscy zniknijcie! Zgińcie!
Plac zabaw się rozmazuje, jednak muzyka nie przestaje grać.
***
Irytująca melodia chodziła po jej głowie. Właściwie… „chodziła” to nieodpowiednie słowo. Obijała się o każdy milimetr jej czaszki i nawet na sekundę nie chciała przestać rozbrzmiewać w jej myślach. Do tego co jakiś czas słyszała niewyraźnie jedno słowo, ale nie do końca rozumiała, co oznacza.
Powoli otworzyła oczy i momentalnie je zamknęła, gdyż oślepiło ją światło. Zaraz… światło? Przecież jeszcze kilka sekund temu była w ciemności, próżni. Co się działo?
Usiadła, przetarła oczy i poczekała chwilę aż przyzwyczają się do oświetlenia. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdębiała: w powietrzu unosiły się imbryki oraz filiżanki, a miejscami nawet zegarki. Te ostatnie raz po raz zderzały się ze ścianami, przez co posadzka była zasypana trybikami i przekładniami.
To jakiś absurd, pomyślała i wstała.
Obróciła się, by dokładniej obejrzeć pokój. Było to pomieszczenie zbudowane na planie koła i zwieńczone kopułą, z której zwisał ogromny kryształowy żyrandol. Dookoła niego znajdowały się małe prostokątne okienka, a za nimi rozciągał się błękit nieba. Ściany miały barwę ciemnego fioletu i przymocowano do nich były półki po brzegi wypełnione lalkami. Te ostatnie bardzo zainteresowały Kiku, więc podeszła je obejrzeć. Większość z nich miała skołtunione włosy, zakurzone porcelanowe twarze, a wielu brakowało kończyn. Ich sukienki były zaplamione. Lalkarka przyjrzała im się bliżej i pomyślała, że w przeszłości musiały być naprawdę piękne. Zaczęła chodzić dookoła pokoju przyglądając się każdej marionetce z osobna i depcząc po rozrzuconych na podłodze trybikach w różnych rozmiarach.
Te natomiast walały się po posadzce z kafelkami ułożonymi na wzór szachownicy, na której środku leżała góra poćwiartowanych pluszowych misiów, która jeszcze chwilę temu służyła Kiku za posłanie. Korpusy i kończyny, a nawet głowy zostały rozrzucone po prawie całym pomieszczeniu, a niektóre z nich unosiły się w powietrzu razem z porcelanowymi imbrykami wypełnionymi herbatą oraz filiżankami.
Nagle wśród kolekcji zniszczonych lalek Kiku zauważyła coś, co ją zdziwiło: z tyłu siedziała marionetka w niemal nienaruszonym stanie. Lalkarka ściągnęła ją z półki i przyjrzała się znalezisku z bliska. . Zabawka była wykonana z porcelany;  miała jasną karnację, duże błękitne oczy ze szkła i zieloną sukienkę wykończoną koronką, na którą opadały kaskadami lekko potargane złote loki. Na twarzy lalki gościł delikatny i tajemniczy jak u Mona Lisy uśmiech, a jej wzrok zdawał się być utkwiony w Kiku. Głowę lalki zdobił usztywniany kapelusz pokryty satyną i ozdobiony koralikami. Kiku musiała przyznać, że lalka zrobiła na niej spore wrażenie: była dobrze i starannie wykonana. Stanowiła ona całkowite przeciwieństwo lalkarki, która miała krótkie ciemne włosy i bursztynowe oczy.
Trzeba było przyznać, że lalka prezentowała się niesamowicie. Była starannie wykonana, ale przy tym sprawiała wrażenie jakby nikt się nią bawił, jednak mimo to wyjątkowo o nią dbał.
Niespodziewanie skądś zaczęły dobiegać dźwięki utworu, który zanucił Kiku cudzoziemiec. Wzdrygnęła się. Prawie zdążyła o nim zapomnieć, a tu nagle rozbrzmiewa ta irytująca melodia… Ugh.
Kiku przeniosła spojrzenie z lalki na przeciwległą część sali, a dokładniej miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu była ściana. Zamiast niej ujrzała brukowaną uliczkę, przez którą przechodził tłum zabawek. Tak, dobrze przeczytaliście, moi drodzy. Dokładnie tam, gdzie przebiegała średnica sali, znajdował się niski metalowy płotek pomalowany na kolor ciemnoniebieski. Za nim biegła wyżej wspomniana brukowana uliczka, po której obu stronach stały kamienice w doskonałym stanie – nie były brudne czy obdrapane jak w wielu stolicach europejskich miast. Lalkarce natychmiast przypomniało się zdjęcie starego miasta w Pradze, które znalazła kiedyś w jednej z książek. Uliczka była zatłoczona przez lalki, pluszowe misie, a nawet ołowiane żołnierzyki wielkości człowieka.
Dziewczyna niepewnie spojrzała w górę na huśtający się niebezpiecznie żyrandol. Przeszła naokoło pokoju kurczowo trzymając się półki, a następnie przeskoczyła przez płotek. Tłum wyraźnie kierował się w stronę rynku, nawet nie zwracając uwagi na nową uczestniczkę pochodu czy pomieszczenie, z którego wyszła. Kiku zdążyła się jeszcze szybko obejrzeć się w tamtą stronę, jednak zobaczyła tylko wysoką ścianę kamienicy. Po pokoju nie było śladu.
Przez kilka sekund szła patrząc prosto przed siebie aż pochód dotarł na rynek. Był to sporych rozmiarów plac o bliżej nieokreślonym kształcie, na którego środku znajdowała się scena z opuszczoną kurtyną w kolorze krwistej czerwieni wykończoną złotymi frędzlami. Dookoła niej znajdowały się trzypiętrowe kamienice w różnych kolorach i z małymi ogrodami obok drzwi do klatek. Ogródki były ogrodzone kolorowymi drewnianymi płotkami. Każda kamienica miała również po trzy balkony, na których stała co najmniej jedna doniczka z kwiatami.
Po chwili marszu tłum zatrzymał się przed sceną. Nikt się nie odezwał; wszyscy tępo patrzyli na kotarę, która nagle się rozsunęła i ukazała porcelanową lalkę o długich czarnych włosach, prostej grzywce opadającej na czerwone oczy i w czerwonej sukience z czarnymi akcentami. W ręce trzymała złote berło.
- To Elizabeth, pewnie przynosi rozkazy od Księżnej. – Ktoś wyszeptał w tłumie.
- Drodzy mieszkańcy krainy Abelone! – zaczęła i poczekała aż wszyscy skupią na niej swoją uwagę. – Księżna właśnie wydała dekret, który…
Nagle Kiku rozbolała głowa, a scena zaczęła się to rozmywać, to znów pokazywać, jednak wtedy rozgrywało się na niej zupełnie inne przedstawienie. Elizabeth, jak ktoś ją nazwał, trzymała linę od gilotyny i z psychopatycznym uśmiechem puściła ją, by ostrze wbiło się w ciało pluszowego misia, a głowa potoczyła się po scenie.
W tym momencie ból stał się nie do zniesienia. Kiku złapała się za głowę i kucnęła, z trudem powstrzymując się od krzyknięcia. Zamknęła oczy i pozwoliła swojej świadomości odpłynąć.
***
- Słyszę coś – wyszeptał. – Czy to ty Rie? Czy to jest ta chwila, kiedy w końcu cię ujrzę? Powiesz mi, dlaczego widziałem cię nawet wtedy, gdy miałem związane oczy? Czemu ciągle słyszałem twoje imię, mimo że nic o tobie nie wiedziałem? Będziesz moją odpowiedzią na pytanie, czy zwariowałem? Nie… Rie… To nie ty. Nie masz na twarzy tego ciepłego uśmiechu. A może masz, ale po prostu go nie widzę? Rie… Kim tak naprawdę jesteś? Czy cię znam? A może znałem? Wyrzuciłem cię ze swojej pamięci? A może prawda jest bardziej okrutna i skomplikowana i nie powinienem jej poznać? Rie… Dlaczego twoje imię jest moim przekleństwem? Czemu zsyłasz na mnie cierpienie w postaci niepamięci? Czy to ty mnie uwięziłaś w tej zżerającej mnie od środka samotności? Wiem, że to ty powodujesz moje szaleństwo. Bo wszyscy jesteśmy tutaj szaleni. Ty pewnie też byłaś... – uśmiecha się. – Rie… tęsknię… zabierz mnie stąd… zabierz mnie ze sobą… Zabierz ode mnie tę oślepiającą biel, która niemal mnie pochłania. Rie, pomóż mi…

___________________________
Ten rozdział miał się pojawić w święta, ale chciałam, by był idealny. To pewnie dlatego pisałam początek ze cztery razy. Cóż.
Atmosfera się zagęszcza, zaczyna się prawdziwa przygoda. Czy też czujecie ten dreszczyk emocji?
Tym razem nie ma bliźniaczek, ale zapewniam, że ich potencjał jeszcze zostanie wykorzystany. Poza tym mam dla Was kilka informacji odnośnie tego opowiadania. Po pierwsze, będzie miało dwa zakończenia: dobre i złe. Stwierdziłam, że tak będzie ciekawiej. Po drugie, po zakończeniu historii chciałabym dodać dodatkowego posta wyjaśniającego pewnego rodzaju symbolikę niektórych rzeczy, które pojawiają się w historii, ale to tak w charakterze dodatku, a nie kolejnego rozdziału.
Jestem bardzo ciekawa czy zgadniecie, do kogo należą ostatnie słowa.
Do następnego razu!
Katsumi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz