piątek, 26 grudnia 2014

Znane nieznane

Opowiadanie: Eyeless 
Rozdział: drugi 

 Dla Kasi i każdego Czytelnika, który przeszedł na drugą stronę lustra


Plac zabaw jest pełen dzieci w różnym wieku. Większość z nich zebrała się w kilka grupek i bawi się razem. Większość. Tylko jedna drobna dziewczynka stoi przy ogrodzeniu i kurczowo trzyma się siatki. Nienawidzi tu przebywać. Nienawidzi ich wszystkich. Jednak jeszcze bardziej nienawidzi tej cyrkowej muzyki, która rozbrzmiewa coraz głośniej i głośniej. Czy to tylko jej wyobraźnia?
Wzrok dziewczynki natrafia na troje dzieci siedzących w piaskownicy. Jakiś chłopiec stara się zabrać łopatkę siedzącego obok niego innego chłopca ze złośliwym uśmiechem. Wyraźnie jest od niego starszy. Dziewczynka zaciska dłoń w pięść. Irytuje ją zachowanie tego dziecka. Wykorzystuje swoją przewagę nad bezbronnym i niewinnym, być może nieznanym, chłopcem.
Tuż obok piaskownicy siedzą dwie kobiety – matki dzieci. Nie reagują na zachowanie starszego chłopca i plotkują sobie na ławce, a nad nimi stoi jakiś przystojny mężczyzna, który musiał powiedzieć coś zabawnego, bo obie wybuchają śmiechem w tym samym momencie. A młodszy chłopiec płacze.
Dziewczynka puszcza ogrodzenie i pozwala złości przejąć nad sobą kontrolę. Podchodzi do piaskownicy i zabiera starszemu chłopcu zabawkę. Gdy ten odwraca się zaskoczony, dziewczynka uderza go w twarz. Na chwilę czas zatrzymuje się w miejscu. Można odnieść wrażenie, że wszyscy nagle patrzą na piaskownicę. Powietrze jest nieruchome. Nikt się nie rusza. Nikt nie odzywa. Nikt nie reaguje.
Uderzony chłopiec powoli odwraca wzrok w stronę nieznanej mu dziewczynki. Z jego twarzy zniknął pogardliwy uśmieszek i teraz gości na niej zdumienie. Po kilku sekundach staje się czerwona. Chłopiec znajduje siłę, by wstać. Jego młodszy kolega z piaskownicy patrzy na dziewczynkę z nieukrywanym podziwem.
Starszy próbuje wystraszyć agresorkę wzrostem, a gdy ta nie reaguje – robi zamach, by ją uderzyć.
- Yuraru! Stój! – do chłopca podbiega roztrzęsiona matka i mocno go obejmuje.
Ten zamyka oczy i odwzajemnia uścisk. Dziewczynka przygląda się tej scenie, a po chwili odwraca wzrok, by spojrzeć na twarze dzieci i ich rodziców. Niektórzy patrzą na nią z obrzydzeniem, inni z pogardą, a większość dzieci – jak na wariatkę. A muzyka gra teraz jeszcze głośniej niż przedtem.
Tylko mały chłopiec – ofiara starszego - spogląda na nią z podziwem.
Dziewczynka czuje się przytłoczona tymi wszystkimi spojrzeniami. Krzyczy i kuca, trzymając się za głowę.
- Nie patrzcie! Przestańcie na mnie patrzeć! Najlepiej wszyscy zniknijcie! Zgińcie!
Plac zabaw się rozmazuje, jednak muzyka nie przestaje grać.
***
Irytująca melodia chodziła po jej głowie. Właściwie… „chodziła” to nieodpowiednie słowo. Obijała się o każdy milimetr jej czaszki i nawet na sekundę nie chciała przestać rozbrzmiewać w jej myślach. Do tego co jakiś czas słyszała niewyraźnie jedno słowo, ale nie do końca rozumiała, co oznacza.
Powoli otworzyła oczy i momentalnie je zamknęła, gdyż oślepiło ją światło. Zaraz… światło? Przecież jeszcze kilka sekund temu była w ciemności, próżni. Co się działo?
Usiadła, przetarła oczy i poczekała chwilę aż przyzwyczają się do oświetlenia. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdębiała: w powietrzu unosiły się imbryki oraz filiżanki, a miejscami nawet zegarki. Te ostatnie raz po raz zderzały się ze ścianami, przez co posadzka była zasypana trybikami i przekładniami.
To jakiś absurd, pomyślała i wstała.
Obróciła się, by dokładniej obejrzeć pokój. Było to pomieszczenie zbudowane na planie koła i zwieńczone kopułą, z której zwisał ogromny kryształowy żyrandol. Dookoła niego znajdowały się małe prostokątne okienka, a za nimi rozciągał się błękit nieba. Ściany miały barwę ciemnego fioletu i przymocowano do nich były półki po brzegi wypełnione lalkami. Te ostatnie bardzo zainteresowały Kiku, więc podeszła je obejrzeć. Większość z nich miała skołtunione włosy, zakurzone porcelanowe twarze, a wielu brakowało kończyn. Ich sukienki były zaplamione. Lalkarka przyjrzała im się bliżej i pomyślała, że w przeszłości musiały być naprawdę piękne. Zaczęła chodzić dookoła pokoju przyglądając się każdej marionetce z osobna i depcząc po rozrzuconych na podłodze trybikach w różnych rozmiarach.
Te natomiast walały się po posadzce z kafelkami ułożonymi na wzór szachownicy, na której środku leżała góra poćwiartowanych pluszowych misiów, która jeszcze chwilę temu służyła Kiku za posłanie. Korpusy i kończyny, a nawet głowy zostały rozrzucone po prawie całym pomieszczeniu, a niektóre z nich unosiły się w powietrzu razem z porcelanowymi imbrykami wypełnionymi herbatą oraz filiżankami.
Nagle wśród kolekcji zniszczonych lalek Kiku zauważyła coś, co ją zdziwiło: z tyłu siedziała marionetka w niemal nienaruszonym stanie. Lalkarka ściągnęła ją z półki i przyjrzała się znalezisku z bliska. . Zabawka była wykonana z porcelany;  miała jasną karnację, duże błękitne oczy ze szkła i zieloną sukienkę wykończoną koronką, na którą opadały kaskadami lekko potargane złote loki. Na twarzy lalki gościł delikatny i tajemniczy jak u Mona Lisy uśmiech, a jej wzrok zdawał się być utkwiony w Kiku. Głowę lalki zdobił usztywniany kapelusz pokryty satyną i ozdobiony koralikami. Kiku musiała przyznać, że lalka zrobiła na niej spore wrażenie: była dobrze i starannie wykonana. Stanowiła ona całkowite przeciwieństwo lalkarki, która miała krótkie ciemne włosy i bursztynowe oczy.
Trzeba było przyznać, że lalka prezentowała się niesamowicie. Była starannie wykonana, ale przy tym sprawiała wrażenie jakby nikt się nią bawił, jednak mimo to wyjątkowo o nią dbał.
Niespodziewanie skądś zaczęły dobiegać dźwięki utworu, który zanucił Kiku cudzoziemiec. Wzdrygnęła się. Prawie zdążyła o nim zapomnieć, a tu nagle rozbrzmiewa ta irytująca melodia… Ugh.
Kiku przeniosła spojrzenie z lalki na przeciwległą część sali, a dokładniej miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu była ściana. Zamiast niej ujrzała brukowaną uliczkę, przez którą przechodził tłum zabawek. Tak, dobrze przeczytaliście, moi drodzy. Dokładnie tam, gdzie przebiegała średnica sali, znajdował się niski metalowy płotek pomalowany na kolor ciemnoniebieski. Za nim biegła wyżej wspomniana brukowana uliczka, po której obu stronach stały kamienice w doskonałym stanie – nie były brudne czy obdrapane jak w wielu stolicach europejskich miast. Lalkarce natychmiast przypomniało się zdjęcie starego miasta w Pradze, które znalazła kiedyś w jednej z książek. Uliczka była zatłoczona przez lalki, pluszowe misie, a nawet ołowiane żołnierzyki wielkości człowieka.
Dziewczyna niepewnie spojrzała w górę na huśtający się niebezpiecznie żyrandol. Przeszła naokoło pokoju kurczowo trzymając się półki, a następnie przeskoczyła przez płotek. Tłum wyraźnie kierował się w stronę rynku, nawet nie zwracając uwagi na nową uczestniczkę pochodu czy pomieszczenie, z którego wyszła. Kiku zdążyła się jeszcze szybko obejrzeć się w tamtą stronę, jednak zobaczyła tylko wysoką ścianę kamienicy. Po pokoju nie było śladu.
Przez kilka sekund szła patrząc prosto przed siebie aż pochód dotarł na rynek. Był to sporych rozmiarów plac o bliżej nieokreślonym kształcie, na którego środku znajdowała się scena z opuszczoną kurtyną w kolorze krwistej czerwieni wykończoną złotymi frędzlami. Dookoła niej znajdowały się trzypiętrowe kamienice w różnych kolorach i z małymi ogrodami obok drzwi do klatek. Ogródki były ogrodzone kolorowymi drewnianymi płotkami. Każda kamienica miała również po trzy balkony, na których stała co najmniej jedna doniczka z kwiatami.
Po chwili marszu tłum zatrzymał się przed sceną. Nikt się nie odezwał; wszyscy tępo patrzyli na kotarę, która nagle się rozsunęła i ukazała porcelanową lalkę o długich czarnych włosach, prostej grzywce opadającej na czerwone oczy i w czerwonej sukience z czarnymi akcentami. W ręce trzymała złote berło.
- To Elizabeth, pewnie przynosi rozkazy od Księżnej. – Ktoś wyszeptał w tłumie.
- Drodzy mieszkańcy krainy Abelone! – zaczęła i poczekała aż wszyscy skupią na niej swoją uwagę. – Księżna właśnie wydała dekret, który…
Nagle Kiku rozbolała głowa, a scena zaczęła się to rozmywać, to znów pokazywać, jednak wtedy rozgrywało się na niej zupełnie inne przedstawienie. Elizabeth, jak ktoś ją nazwał, trzymała linę od gilotyny i z psychopatycznym uśmiechem puściła ją, by ostrze wbiło się w ciało pluszowego misia, a głowa potoczyła się po scenie.
W tym momencie ból stał się nie do zniesienia. Kiku złapała się za głowę i kucnęła, z trudem powstrzymując się od krzyknięcia. Zamknęła oczy i pozwoliła swojej świadomości odpłynąć.
***
- Słyszę coś – wyszeptał. – Czy to ty Rie? Czy to jest ta chwila, kiedy w końcu cię ujrzę? Powiesz mi, dlaczego widziałem cię nawet wtedy, gdy miałem związane oczy? Czemu ciągle słyszałem twoje imię, mimo że nic o tobie nie wiedziałem? Będziesz moją odpowiedzią na pytanie, czy zwariowałem? Nie… Rie… To nie ty. Nie masz na twarzy tego ciepłego uśmiechu. A może masz, ale po prostu go nie widzę? Rie… Kim tak naprawdę jesteś? Czy cię znam? A może znałem? Wyrzuciłem cię ze swojej pamięci? A może prawda jest bardziej okrutna i skomplikowana i nie powinienem jej poznać? Rie… Dlaczego twoje imię jest moim przekleństwem? Czemu zsyłasz na mnie cierpienie w postaci niepamięci? Czy to ty mnie uwięziłaś w tej zżerającej mnie od środka samotności? Wiem, że to ty powodujesz moje szaleństwo. Bo wszyscy jesteśmy tutaj szaleni. Ty pewnie też byłaś... – uśmiecha się. – Rie… tęsknię… zabierz mnie stąd… zabierz mnie ze sobą… Zabierz ode mnie tę oślepiającą biel, która niemal mnie pochłania. Rie, pomóż mi…

___________________________
Ten rozdział miał się pojawić w święta, ale chciałam, by był idealny. To pewnie dlatego pisałam początek ze cztery razy. Cóż.
Atmosfera się zagęszcza, zaczyna się prawdziwa przygoda. Czy też czujecie ten dreszczyk emocji?
Tym razem nie ma bliźniaczek, ale zapewniam, że ich potencjał jeszcze zostanie wykorzystany. Poza tym mam dla Was kilka informacji odnośnie tego opowiadania. Po pierwsze, będzie miało dwa zakończenia: dobre i złe. Stwierdziłam, że tak będzie ciekawiej. Po drugie, po zakończeniu historii chciałabym dodać dodatkowego posta wyjaśniającego pewnego rodzaju symbolikę niektórych rzeczy, które pojawiają się w historii, ale to tak w charakterze dodatku, a nie kolejnego rozdziału.
Jestem bardzo ciekawa czy zgadniecie, do kogo należą ostatnie słowa.
Do następnego razu!
Katsumi

sobota, 13 grudnia 2014

Po drugiej stronie lustra, czyli rzecz o tym, że nieznajomym nie należy wierzyć

Opowiadanie: Eyeless 
Rozdział: pierwszy 
Dla Oli, bo czekała


Wracanie do domu pieszo ma wiele plusów: można zrzucić trochę zbędnych kalorii, dotlenić się, a przy okazji porozmawiać z przyjaciółmi. Ale co jeśli nie ma się przyjaciół lub pada deszcz? Albo od razu oba naraz? Wtedy ktoś ma tak zwany problem. 
Kiku nigdy nie traktowała tego w ten sposób. W dzieciństwie była dość zamknięta w sobie i zamiast wyjść na plac zabaw wolała posiedzieć w domu i przeczytać dobrą książkę. Zmieniło się to trochę, gdy wujek przysłał jej jako prezent porcelanową lalkę. Dwunastoletnia wtedy Kiku strasznie jej nie lubiła i poczuła potrzebę zmienienia jej. Kupiła tkaninę na sukienkę, trochę koralików i zamówiła przez Internet materiały do malowania lalek. Ta jedna przeróbka sprawiła, że znalazła nowe hobby – nie tylko poprawianie, ale również tworzenie marionetek. 
Jej dzieła były dosyć przerażające:  stroje, ich makijaż, szklane oczy wyglądające jak żywe  – człowiek miał wrażenie, że śledzą każdy jego ruch i próbują wyssać z niego duszę lub niektóre cechy. Jednak Kiku lubiła towarzystwo lalek. Nie czuła się pusta, chociaż zainteresowanie takimi zabawkami wpłynęło na jej światopogląd. Powoli zaczęła siebie również postrzegać jako lalkę: pustą, bez emocji, pragnień, celów. Ładną, ale nic nieznaczącą, kurzącą się, zapomnianą przez świat zabawką. Nawet nauczyciele nie pamiętali czasami o tym, żeby zaznaczyć jej obecność na lekcji. Była jak piękny duch. Bo nie można powiedzieć, że Kiku nie była ładna. 
Miała krótkie kasztanowe włosy nie sięgające ramion – puszyste i lśniące, które przy odpowiednim oświetleniu miały barwę dojrzałej wiśni. Jej oczy były w kolorze bursztynu, gdy się zamyśliła, jednak na co dzień posiadały odcień ciepłego brązu. Jej skóra była bardzo blada, co niektórym nasuwało skojarzenie z barwą pergaminu. Z reguły ludzie odczytywali tę naturalną bladość jako objaw jakiejś choroby. Niesłusznie. 
Kiku nie była nawet szczupła – jej chudość przekraczała nawet tę granicę, co czasem budziło obawę, że dziewczyna zostanie porwana przez wiatr. Miała kościste, lecz zręczne palce, na których widok każdy dorosły wysłałby ją do pielęgniarki na przymusowe ważenie. Mimo że Kiku wyglądała tak jak wyglądała to nie było z nią jeszcze tak źle i jej waga nie przekraczała żadnych granic, co do czego można było mieć wątpliwości. 
Według Kiku świat się dzielił na takich jak ona – pozbawione emocji i ludzkich odczuć oraz reakcji lalki – a także „prawdziwych”, pełnoprawnych ludzi z celami, uczuciami, pragnieniami, przyjaciółmi i pełną rodziną. Bo ona nie miała rodziców. To znaczy, miała, ale kiedyś. Od dwóch lat ona i jej starsza siostra przebywały pod opieką wujka, który porzucił podróżowanie, by się nimi zająć, jednak – nie ukrywajmy – nie był przygotowany na wychowywanie dwóch nastolatek, dlatego mimo wielu wysiłków nie był w stanie wyciągnąć Kiku z jej pokoju i przekonać do jakiejkolwiek interakcji z otoczeniem. Był to kolejny czynnik, który wpłynął na światopogląd nastolatki. 
Właściwie śmierć rodziców w znacznym stopniu ukształtowała jej charakter – zaczęła się jeszcze bardziej izolować i zamykać w swoim małym świecie. Wszystkie jej myśli odpływały, gdy tworzyła lalki – wtedy przelewała je wszystkie w swoje twory, przez co w pewnym sensie ożywały. 
Właśnie zastanawiała się nad wyglądem swojej kolejnej pracy, gdy zauważyła na drodze chłopaka: był wysoki, w czarnym płaszczu, jasnymi włosami postawionymi na żel i smutnymi niebieskimi oczami. Już na pierwszy rzut oka nie wyglądał na Japończyka. 
Nieznajomy stał na środku drogi i płakał uporczywie wpatrując się w Kiku, która stała jak sparaliżowana. Mimo wszystko wyglądał znajomo. Czyżby chodził z nią do szkoły i był tym nowym uczniem z wymiany, o którym gadały jej „koleżanki” z klasy? W tamtej chwili nie mogła sobie tego przypomnieć. 
Chłopak otarł oczy rękawem i ruszył w stronę Kiku. Ta próbowała zrobić krok w tył, jednak straciła równowagę i pewnie przewróciłaby się gdyby jej nie złapał w ostatniej chwili. 
- Ostrożnie – wyszeptał i spojrzał dziewczynie w oczy, a łzy ponownie zaczęły spływać po jego policzkach. 
- Co się stało? – również wyszeptała lekko zachrypniętym głosem. 
W odpowiedzi usłyszała tylko narastający szloch. 
- Nie mogę się obudzić. Zamknęły mnie w tym koszmarze i nie pozwalają mi uciec. Pomóż mi. 
W normalnych okolicznościach ktoś pewnie odepchnąłby chłopaka i zaczął uciekać. Ale nie Kiku.
Udręka kryjąca się w oczach nieznajomego zmusiła ją do odrzucenia opcji opuszczenia go. 
Niespodziewanie chłopak złapał się za głowę i zrobił krok w tył. Ból spowodował, że upadł na kolana i zwinął w kłębek, wydobywając z siebie nieartykułowane dźwięki. 
Po chwili umilkł, ale nie wstał. Kiku przestraszyła się, że coś mogło mu się stać, więc podeszła i spróbowała położyć mu rękę na plecach, jednak chłopak ujął jej nadgarstek w połowie drogi. Podniósł głowę i wbił wzrok pełen udręki w jej oczy. W tych błękitnych źrenicach kryło się coś jeszcze oprócz bólu i przerażenia. Coś niepokojącego, co zmusiło Kiku do wyrwania ręki z uścisku. 
Pozwolił jej na to. 
Otarł oczy rękawem i wstał, wyciągając dłoń w kierunku nic nierozumiejącej lalkarki. 
- Już mi lepiej. Dziękuję – dziewczyna nie drgnęła, a jego ręka opadła. – Mogę cię odprowadzić do domu? Chciałbym cię lepiej poznać. Wydajesz się… interesująca. 
Kiku ogarnęło dziwne wrażenie, że nie powinna mu ufać, ale zignorowała je i delikatnie skinęła głową. Była w lekkim szoku i ją samą zdziwiła zgoda na zaproszenie kompletnie jej nieznajomego chłopaka. 
Przez moment szli w milczeniu aż zaczął cicho nucić jakąś melodię przypominającą lekko tę cyrkową. Po chwili skierował wzrok na dziewczynę, która wbiła spojrzenie w kałuże przed sobą. Dopiero teraz zauważyła, że deszcz przestał padać. 
- Zazwyczaj, gdy ludzie zaczynają jakąś znajomość to się sobie przedstawiają, prawda? Mógłbym poznać twoje imię? 
- Jestem Kiku – powiedziała dość niechętnie. Spore wrażenie zrobiła na niej znajomość japońskiego przez cudzoziemca, który miał zbyt dobry akcent, by pozostał niezauważony. 
- Kiku – zamyślił się. – Chryzantema*, czyż nie? 
Dziewczyna tylko skinęła głową w odpowiedzi. 
- Bardzo ładne imię. 
- Dziękuję. 
- Pasuje do ciebie. Wyglądasz trochę jak kwiat. Kwiat cesarzy – uśmiechnął się. – Chociaż bardzo często chryzantemy przeznacza się dla zmarłych tam, skąd pochodzę. To moje ulubione rośliny. 
- A właściwie… skąd pochodzisz? – Kiku wykorzystała moment, by o to spytać. 
- To właściwie nieistotne skoro jestem tutaj. Nie lubiłem tamtego miejsca, a jak się ma z czymś złe wspomnienia to lepiej o tym zapomnieć, prawda? Na przykład powinno się puścić w niepamięć takie wydarzenia jak śmierć rodziców, zignorowanie przez nauczyciela podczas czytania listy obecności… Warto wtedy robić coś, co pozwoli się odciąć od przykrych rzeczy. Ty na przykład tworzysz lalki, jeśli się nie mylę. 
Kiku zatrzymała się i spojrzała na nieznajomego. Skąd tyle wiedział o jej życiu? 
- Ale… 
- Skąd wiem? Byłem pewny, że o to spytasz, Chryzantemo. Każdy by spytał. To normalny ludzki odruch. Wiem wiele rzeczy. Wiem, że nie jesteś człowiekiem, ale lalką. A według mnie, lalki nie powinny walać się po całym mieście, a siedzieć grzecznie na półce. Chciałbym, żebyś uświetniła moją kolekcję. 
W tamtym momencie Kiku pożałowała, że w ogóle poszła z nieznajomym. Przecież każdemu dziecku rodzice mówią, by nie ufało dopiero co spotkanym ludziom. Niby o tym wiedziała, ale z jakiegoś powodu cudzoziemiec wzbudził w niej zaufanie… 
Już otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy chłopak zanucił irytującą melodię po raz kolejny i pstryknął palcami. Ulicę zastąpiła kompletna ciemność, a jedyną rzeczą, która znajdowała się w tej pustce było duże lustro w srebrnej ramie. Nastolatek stał za przerażoną dziewczyną i dłonią zakrył jej oczy. 
Wtedy Kiku poczuła, że się dusi. Oddychała szybko i głośno, ale powietrze zdawało się nie docierać do jej płuc. 
- Bądź grzeczną dziewczynką, Chryzantemo – wyszeptał lodowato. – Za chwilkę znajdziesz się w miejscu pozbawionym pogardliwych spojrzeń twoich rówieśników, w którym będą cię otaczać same zabawki. Za chwilkę będziesz szczęśliwa. 
Cudzoziemiec przyłożył chłodne wargi do szyi dziewczyny. 
- Poprowadzę cię. 
Złapał ją za rękę i nakazał zrobienie kroku. 
- Jak masz na imię? – wychrypiała Kiku, a on wyszeptał odpowiedź do jej ucha. 
Dziewczyna szerzej otworzyła oczy, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo została popchnięta prosto na przejrzystą taflę lustra, która zafalowała, gdy przeniosła się na drugą stronę. 
***
Kryształowa kula była jedynym źródłem światła na Płaczącej Wieży, a i tak dosyć słabym. Większa część okrągłego pomieszczenia była pogrążona w ciemności. Po prawej stronie znajdowało się ogromne łoże z kratą sięgającą do samego sufitu i otwartymi żelaznymi drzwiczkami. Cała podłoga była zakryta różnymi dywanami, a po prawej stronie, pod oknem znajdowało się wrzeciono. Drewniany stolik, na którym stała kula stał pośrodku pomieszczenia. Przykryto go najróżniejszymi chustami, które przytrzymywał wiklinowy kosz pełen jabłek. Wystawała z niego szyjka zielonej butelki i unosił się stamtąd zapach świeżo upieczonego ciasta. Po obu stronach okna znajdowały się duże miękkie poduszki w odcieniach pastelowego różu i jasnej zieleni. 
- Wygląda na to, że dobrze się spisał, Dim – z mroku wynurzyła się postać ubrana w ciemnoróżową sukienkę z białą bufiastą koszulą z krótkimi rękawami pod spodem i różowo–czarnymi podkolanówkami pod kolor kreacji. Na nogach miała także czarne lakierki zapinane na zatrzask. 
- Masz rację, Dam. Powinien dostać od nas jakąś nagrodę, nie sądzisz? – z ciemności wyszła jeszcze jedna osoba ubrana dokładnie tak samo, jednak w odcieniu jasnego błękitu. 
- Co proponujesz? – postać nazwana Dam wbiła wzrok w nowo przybyłą. 
- Jeden dzień na wolności? Chociaż… lepiej nie. Jeszcze się przyzwyczai – Dim zdawała się zamyślona. – Zostawmy to. On i tak jest nieważny. 
- Powinnyśmy mu znaleźć jakieś imię, Dim! – ożywiła się Dam. – Może… Biały Królik! 
- Skup się. Możesz go nazywać jak chcesz. I tak nie robi mu to większej różnicy – „błękitna” wbiła wzrok w szklaną kulę, w której pojawiła się postać Kiku. – Teraz istotna jest Alicja. Chciałabym ją poznać osobiście. Biały Królik, jak raczyłaś go nazwać, opisał mi ją zbyt lakonicznie i nieskładnie. 
- Też chcę się z nią pobawić! On już mnie znudził! 
Dim westchnęła. 
- Tylko musimy znaleźć jakiś sposób, by się z nią porozumieć. Sny zajął Ksawery, Biały Królik mnie irytuje, a gdybyśmy się z nią spotkały otwarcie… Cóż, za bardzo odstajemy. 
- Mam pomysł, Dim! Musi zwariować! Któraś z nas powinna jej wmówić, że jest nią. Nic tak nie denerwuje jak próba udowodnienia komuś, że jest się właśnie tą osobą! Jeśli sama uzna się za Alicję, przestanie być nietykalna i będziemy mogły jej poprzeszkadzać! 
- Nie wierzę, że to mówię, ale to dobry pomysł. Jak tylko opuści Przedsionek, przystąpimy do realizacji planu. 
Dam kiwnęła energicznie głową i spojrzała w kulę, gdzie sylwetka Kiku zaczęła się powoli oddalać i zmniejszać. 
- Chyba Alicja wpadła do króliczej nory – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się złowrogi uśmiech.
_______________________
 Kiku (jap. 菊, a także 危惧) - w zależności od zapisu może oznaczać chryzantemę (pierwszy znaczek) lub strach (dwa znaczki). Chryzantema z szesnastoma złotymi płatkami była uważana za symbol cesarzy w Japonii, stąd nawiązanie do tego faktu Białego Królika.

Pierwszy rozdział Eyeless! Jestem z tego opowiadania taka dumna *chlip, chlip*. Tak, wiem, że wzoruję się na Alicji w Krainie Czarów i to aż za bardzo, ale ostatnio strasznie mnie inspiruje. Bardzo polubiłam bliźniaczki Dim i Dam. Poza tym w tekście jest kilka aluzji do innych bajek i baśni. Czy zdołacie odnaleźć je wszystkie?
Katsumi