Rozdział: drugi
Dla Kasi i każdego Czytelnika, który przeszedł na drugą stronę lustra
Plac
zabaw jest pełen dzieci w różnym wieku. Większość z nich zebrała się w kilka
grupek i bawi się razem. Większość. Tylko jedna drobna dziewczynka stoi przy
ogrodzeniu i kurczowo trzyma się siatki. Nienawidzi tu przebywać. Nienawidzi
ich wszystkich. Jednak jeszcze bardziej nienawidzi tej cyrkowej muzyki, która
rozbrzmiewa coraz głośniej i głośniej. Czy to tylko jej wyobraźnia?
Wzrok
dziewczynki natrafia na troje dzieci siedzących w piaskownicy. Jakiś chłopiec
stara się zabrać łopatkę siedzącego obok niego innego chłopca ze złośliwym
uśmiechem. Wyraźnie jest od niego starszy. Dziewczynka zaciska dłoń w pięść.
Irytuje ją zachowanie tego dziecka. Wykorzystuje swoją przewagę nad bezbronnym
i niewinnym, być może nieznanym, chłopcem.
Tuż
obok piaskownicy siedzą dwie kobiety – matki dzieci. Nie reagują na zachowanie
starszego chłopca i plotkują sobie na ławce, a nad nimi stoi jakiś przystojny
mężczyzna, który musiał powiedzieć coś zabawnego, bo obie wybuchają śmiechem w
tym samym momencie. A młodszy chłopiec płacze.
Dziewczynka
puszcza ogrodzenie i pozwala złości przejąć nad sobą kontrolę. Podchodzi do
piaskownicy i zabiera starszemu chłopcu zabawkę. Gdy ten odwraca się
zaskoczony, dziewczynka uderza go w twarz. Na chwilę czas zatrzymuje się w
miejscu. Można odnieść wrażenie, że wszyscy nagle patrzą na piaskownicę.
Powietrze jest nieruchome. Nikt się nie rusza. Nikt nie odzywa. Nikt nie reaguje.
Uderzony
chłopiec powoli odwraca wzrok w stronę nieznanej mu dziewczynki. Z jego twarzy
zniknął pogardliwy uśmieszek i teraz gości na niej zdumienie. Po kilku
sekundach staje się czerwona. Chłopiec znajduje siłę, by wstać. Jego młodszy
kolega z piaskownicy patrzy na dziewczynkę z nieukrywanym podziwem.
Starszy
próbuje wystraszyć agresorkę wzrostem, a gdy ta nie reaguje – robi zamach, by
ją uderzyć.
-
Yuraru! Stój! – do chłopca podbiega roztrzęsiona matka i mocno go obejmuje.
Ten
zamyka oczy i odwzajemnia uścisk. Dziewczynka przygląda się tej scenie, a po
chwili odwraca wzrok, by spojrzeć na twarze dzieci i ich rodziców. Niektórzy
patrzą na nią z obrzydzeniem, inni z pogardą, a większość dzieci – jak na
wariatkę. A muzyka gra teraz jeszcze głośniej niż przedtem.
Tylko
mały chłopiec – ofiara starszego - spogląda na nią z podziwem.
Dziewczynka
czuje się przytłoczona tymi wszystkimi spojrzeniami. Krzyczy i kuca, trzymając
się za głowę.
-
Nie patrzcie! Przestańcie na mnie patrzeć! Najlepiej wszyscy zniknijcie!
Zgińcie!
Plac
zabaw się rozmazuje, jednak muzyka nie przestaje grać.
***
Irytująca
melodia chodziła po jej głowie. Właściwie… „chodziła” to nieodpowiednie słowo.
Obijała się o każdy milimetr jej czaszki i nawet na sekundę nie chciała
przestać rozbrzmiewać w jej myślach. Do tego co jakiś czas słyszała niewyraźnie
jedno słowo, ale nie do końca rozumiała, co oznacza.
Powoli
otworzyła oczy i momentalnie je zamknęła, gdyż oślepiło ją światło. Zaraz…
światło? Przecież jeszcze kilka sekund temu była w ciemności, próżni. Co się
działo?
Usiadła,
przetarła oczy i poczekała chwilę aż przyzwyczają się do oświetlenia.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdębiała: w powietrzu unosiły się imbryki
oraz filiżanki, a miejscami nawet zegarki. Te ostatnie raz po raz zderzały się
ze ścianami, przez co posadzka była zasypana trybikami i przekładniami.
To
jakiś absurd, pomyślała i wstała.
Obróciła
się, by dokładniej obejrzeć pokój. Było to pomieszczenie zbudowane na planie
koła i zwieńczone kopułą, z której zwisał ogromny kryształowy żyrandol. Dookoła
niego znajdowały się małe prostokątne okienka, a za nimi rozciągał się błękit
nieba. Ściany miały barwę ciemnego fioletu i przymocowano do nich były półki po
brzegi wypełnione lalkami. Te ostatnie bardzo zainteresowały Kiku, więc podeszła
je obejrzeć. Większość z nich miała skołtunione włosy, zakurzone porcelanowe
twarze, a wielu brakowało kończyn. Ich sukienki były zaplamione. Lalkarka
przyjrzała im się bliżej i pomyślała, że w przeszłości musiały być naprawdę
piękne. Zaczęła chodzić dookoła pokoju przyglądając się każdej marionetce z
osobna i depcząc po rozrzuconych na podłodze trybikach w różnych rozmiarach.
Te
natomiast walały się po posadzce z kafelkami ułożonymi na wzór szachownicy, na
której środku leżała góra poćwiartowanych pluszowych misiów, która jeszcze
chwilę temu służyła Kiku za posłanie. Korpusy i kończyny, a nawet głowy zostały
rozrzucone po prawie całym pomieszczeniu, a niektóre z nich unosiły się w
powietrzu razem z porcelanowymi imbrykami wypełnionymi herbatą oraz filiżankami.
Nagle
wśród kolekcji zniszczonych lalek Kiku zauważyła coś, co ją zdziwiło: z tyłu
siedziała marionetka w niemal nienaruszonym stanie. Lalkarka ściągnęła ją z
półki i przyjrzała się znalezisku z bliska. . Zabawka była wykonana z
porcelany; miała jasną karnację, duże
błękitne oczy ze szkła i zieloną sukienkę wykończoną koronką, na którą opadały
kaskadami lekko potargane złote loki. Na twarzy lalki gościł delikatny i
tajemniczy jak u Mona Lisy uśmiech, a jej wzrok zdawał się być utkwiony w Kiku.
Głowę lalki zdobił usztywniany kapelusz pokryty satyną i ozdobiony koralikami.
Kiku musiała przyznać, że lalka zrobiła na niej spore wrażenie: była dobrze i
starannie wykonana. Stanowiła ona całkowite przeciwieństwo lalkarki, która
miała krótkie ciemne włosy i bursztynowe oczy.
Trzeba
było przyznać, że lalka prezentowała się niesamowicie. Była starannie wykonana,
ale przy tym sprawiała wrażenie jakby nikt się nią bawił, jednak mimo to
wyjątkowo o nią dbał.
Niespodziewanie
skądś zaczęły dobiegać dźwięki utworu, który zanucił Kiku cudzoziemiec.
Wzdrygnęła się. Prawie zdążyła o nim zapomnieć, a tu nagle rozbrzmiewa ta
irytująca melodia… Ugh.
Kiku
przeniosła spojrzenie z lalki na przeciwległą część sali, a dokładniej miejsce,
gdzie jeszcze kilka sekund temu była ściana. Zamiast niej ujrzała brukowaną
uliczkę, przez którą przechodził tłum zabawek. Tak, dobrze przeczytaliście, moi
drodzy. Dokładnie tam, gdzie przebiegała średnica sali, znajdował się niski
metalowy płotek pomalowany na kolor ciemnoniebieski. Za nim biegła wyżej
wspomniana brukowana uliczka, po której obu stronach stały kamienice w
doskonałym stanie – nie były brudne czy obdrapane jak w wielu stolicach
europejskich miast. Lalkarce natychmiast przypomniało się zdjęcie starego
miasta w Pradze, które znalazła kiedyś w jednej z książek. Uliczka była
zatłoczona przez lalki, pluszowe misie, a nawet ołowiane żołnierzyki wielkości
człowieka.
Dziewczyna
niepewnie spojrzała w górę na huśtający się niebezpiecznie żyrandol. Przeszła
naokoło pokoju kurczowo trzymając się półki, a następnie przeskoczyła przez
płotek. Tłum wyraźnie kierował się w stronę rynku, nawet nie zwracając uwagi na
nową uczestniczkę pochodu czy pomieszczenie, z którego wyszła. Kiku zdążyła się
jeszcze szybko obejrzeć się w tamtą stronę, jednak zobaczyła tylko wysoką
ścianę kamienicy. Po pokoju nie było śladu.
Przez
kilka sekund szła patrząc prosto przed siebie aż pochód dotarł na rynek. Był to
sporych rozmiarów plac o bliżej nieokreślonym kształcie, na którego środku
znajdowała się scena z opuszczoną kurtyną w kolorze krwistej czerwieni
wykończoną złotymi frędzlami. Dookoła niej znajdowały się trzypiętrowe
kamienice w różnych kolorach i z małymi ogrodami obok drzwi do klatek. Ogródki
były ogrodzone kolorowymi drewnianymi płotkami. Każda kamienica miała również
po trzy balkony, na których stała co najmniej jedna doniczka z kwiatami.
Po
chwili marszu tłum zatrzymał się przed sceną. Nikt się nie odezwał; wszyscy
tępo patrzyli na kotarę, która nagle się rozsunęła i ukazała porcelanową lalkę
o długich czarnych włosach, prostej grzywce opadającej na czerwone oczy i w
czerwonej sukience z czarnymi akcentami. W ręce trzymała złote berło.
- To
Elizabeth, pewnie przynosi rozkazy od Księżnej. – Ktoś wyszeptał w tłumie.
-
Drodzy mieszkańcy krainy Abelone! – zaczęła i poczekała aż wszyscy skupią na
niej swoją uwagę. – Księżna właśnie wydała dekret, który…
Nagle
Kiku rozbolała głowa, a scena zaczęła się to rozmywać, to znów pokazywać,
jednak wtedy rozgrywało się na niej zupełnie inne przedstawienie. Elizabeth,
jak ktoś ją nazwał, trzymała linę od gilotyny i z psychopatycznym uśmiechem
puściła ją, by ostrze wbiło się w ciało pluszowego misia, a głowa potoczyła się
po scenie.
W
tym momencie ból stał się nie do zniesienia. Kiku złapała się za głowę i
kucnęła, z trudem powstrzymując się od krzyknięcia. Zamknęła oczy i pozwoliła
swojej świadomości odpłynąć.
***
-
Słyszę coś – wyszeptał. – Czy to ty Rie? Czy to jest ta chwila, kiedy w końcu
cię ujrzę? Powiesz mi, dlaczego widziałem cię nawet wtedy, gdy miałem związane
oczy? Czemu ciągle słyszałem twoje imię, mimo że nic o tobie nie wiedziałem?
Będziesz moją odpowiedzią na pytanie, czy zwariowałem? Nie… Rie… To nie ty. Nie
masz na twarzy tego ciepłego uśmiechu. A może masz, ale po prostu go nie widzę?
Rie… Kim tak naprawdę jesteś? Czy cię znam? A może znałem? Wyrzuciłem cię ze
swojej pamięci? A może prawda jest bardziej okrutna i skomplikowana i nie
powinienem jej poznać? Rie… Dlaczego twoje imię jest moim przekleństwem? Czemu
zsyłasz na mnie cierpienie w postaci niepamięci? Czy to ty mnie uwięziłaś w tej
zżerającej mnie od środka samotności? Wiem, że to ty powodujesz moje
szaleństwo. Bo wszyscy jesteśmy tutaj szaleni. Ty pewnie też byłaś... –
uśmiecha się. – Rie… tęsknię… zabierz mnie stąd… zabierz mnie ze sobą… Zabierz
ode mnie tę oślepiającą biel, która niemal mnie pochłania. Rie, pomóż mi…
___________________________
Ten rozdział miał się pojawić w święta, ale chciałam, by był idealny. To pewnie dlatego pisałam początek ze cztery razy. Cóż.
Atmosfera się zagęszcza, zaczyna się prawdziwa przygoda. Czy też czujecie ten dreszczyk emocji?
Tym razem nie ma bliźniaczek, ale zapewniam, że ich potencjał jeszcze zostanie wykorzystany. Poza tym mam dla Was kilka informacji odnośnie tego opowiadania. Po pierwsze, będzie miało dwa zakończenia: dobre i złe. Stwierdziłam, że tak będzie ciekawiej. Po drugie, po zakończeniu historii chciałabym dodać dodatkowego posta wyjaśniającego pewnego rodzaju symbolikę niektórych rzeczy, które pojawiają się w historii, ale to tak w charakterze dodatku, a nie kolejnego rozdziału.
Jestem bardzo ciekawa czy zgadniecie, do kogo należą ostatnie słowa.
Do następnego razu!
Katsumi